Typowy scrum

Poprzedni artykuł o scrum sprowokował liczne komentarze i dyskusje. Spora ich część okazała się błyskotliwa, a inne były intelektualnie pobudzające. Prywatnie, w rozmowach ze znajomymi, miałem okazję dowiedzieć się jeszcze więcej o tym, jak implementacja scrum wygląda w miejscach ich pracy. Pewna osoba, pragnąca pozostać anonimowa, zauroczyła mnie swoimi obserwacjami, którymi – po drobnej korekcie, a za zgodą autorki – dzielę się poniżej…


Za siedmioma serwerami, za siedmioma routerami, pod niebem bezcloudnym była sobie firma. A scrum wyglądał tam tak…

Jesteśmy na planowaniu sprintu. Jednocześnie jest to trochę refinement, bo na refinemencie nie zdążyliśmy wszystkiego omówić.

Wyceniamy zadanie.

Opis zadania to 8 (osiem) słów.

Zadanie jest front-endowe, ale nie ma designu.

Nie rozumiesz co w zasadzie trzeba zrobić, ale nie zapytasz, bo macie do wyceny 9 zadań w pół godziny. Raz zapytałeś i wszyscy cię nienawidzili, bo zjedli lunch godzinę później. Zresztą jesteś back-endowcem. I tak nie będziesz tego zadania robił.

Próbujesz trafić w środek, żeby cię nie zapytali dlaczego tak mało/dużo. Trójka i piątka, to jedyne bezpieczne typy. Zazwyczaj trójka. Bardziej optymistycznie. Sprawia wrażenie, że jesteś doświadczony i szybko robisz taski. A jak front-end to już na pewno trójka.

Marcin ma taką magiczna umiejętność, że potrafi zasnąć w 10 sekund i wybudzić się w 2, gdy nadchodzi głosowanie albo pada jego imię.  Połowa zespołu mu zazdrości.

Osób w zespole jest 20. Zwykle dwie, trzy osoby nie mają krzesła. Pomaga to zwalczyć senność spowodowaną brakiem tlenu w salce.

Nikt nie ma ochoty wykonać planowania poprawnie, bo brak powietrza i nadchodzący lunch stanowią silne bodźce popychające zespół do pośpiechu.

Product owner wymyśla cel sprintu ad hoc. Po minucie zastanowienia tworzy konkatenację tytułów trzech najważniejszych zadań.

Wychodzisz ze spotkania, jesz obiad, a potem dodajesz zadanie do sprintu, bo okazało się, że jakoś nam wszystkim umknęło.

Scrum master jest wściekły, bo wykres spalania znów nie wygląda jak w książkach.

Do końca dnia próbujesz się dowiedzieć o co chodzi w zadaniu, które zacząłeś. Nie udało ci się napisać ani linijki kodu, ale powoli już się do tego przyzwyczajasz. Wychodząc z pracy myślisz o jutrzejszym refinemencie.


Życzę wam i sobie, byśmy nigdy się w takiej sytuacji nie znaleźli…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *