Pandemia COVID-19 odsłoniła zarówno piękne, szlachetne, jak i ponure cechy rodzaju ludzkiego. W dobrych czasach łatwo być miłym. Stąd przecież mądre powiedzenie, że przyjaciół poznaje się w biedzie. Wrógów również w biedzie się poznaje.
Od kilku już lat dało się słyszeć głosy krytyki wobec programistów w Polsce. Słynny już artykuł „IT arystokracja” wszedł do słownika frazeologicznego naszego pokolenia. Przyprawiono w nim programistom gębę rozwydrzonych dzieciaków klikających w komputer i zarabiających piętnaście tysięcy na rękę. Nomen omen – programista15k stał się równie nośnym hasztagiem, co IT arystokracja hasłem.
Póki bezrobocie malało, a gospodarka rosła, było to jeszcze do przełknięcia dla większości osób spoza branży. Obecnie jednak, gdy wykluczenie z rynku wielu branż zasiało panikę, a na horyzoncie tli się gospodarcza pożoga – łaska dla IT się skończyła.
W coraz większej ilości miejsc czytam zjadliwe komentarze:
- wam to łatwo mówić, bo sobie pracujecie zdalnie
- w końcu się skończy eldorado dla programistów
- teraz i wam się dostanie, książęta z IT
- wywalą was to się przekwalifikujecie na magazynierów i zobaczycie jak życie wygląda
- w kryzysie widać kto nic nie robi i jest zbędny
- skoczą się konsole i piłkarzyki
Gorycz wykrzywia usta, bo nie czuję, by programiści otrzymywali swoje wynagrodzenia bezprawnie, żeby te pieniądze gwałtem, przemocą wyciągali od Bogu ducha winnych ludzi. Większość z nas ciężko pracowała przez ostatnie lata, uczyła się wytrwale nieraz przez dekady i wnosi solidny wkład w gospodarkę. Dzięki nam powstają systemy automatyzujące produkcję, ułatwiające pracę, dające rozrywkę. Posady w IT nie są państwowymi synekurami, ale miejscami, gdzie weryfikuje się umiejętności pracowników, nieraz bezlitośnie, w trwających godzinami testach. Programisci mojego pokolenia nie mieli nawet od kogo nauczyć się zawodu, bo ich ojcowie i matki programistami nie byli. Większość z nas to prawdziwi self-made mani.
Wielką szkodą jest, że społeczeństwo widzi w nas często jedynie rezultat naszych działań – mieszkanie, samochód, czy człowieka przed komputerem. Bardzo bym chciał, żeby dostrzeżono też lata studiów, dekady pasji i zaangażowania, skrzywione kręgosłupy, zaczerwienione oczy, młodość przed kompilatorami, wyrzeczenia, trud tej pracy łączącej w sobie wymagania wielu dziedzin (kreatywność, sumienność, matematyczny rygor, lingwistyczne zacięcie). I żeby nie zignorowano wpływu IT na jakość życia – tego, że dzięki programistom nie trzeba już stać w kolejce na poczcie po odbiór listu, w kolejce do okienka w banku, by wysłać przelew, że można rozmawiać z rodziną w UK na Skype, obejrzeć serial na żądanie, a nie w danej godzinie, słuchać dowolnej omal piosenki bez polowania na album w sklepie muzycznym i jechać przed siebie bez postoju i zaglądania w mapę oraz pytania przechodniów o drogę…